Wychowanie katolickie, czyli kochać i wymagać
Wychowanie katolickie, czyli kochać i wymagać
Wychowanie to pierwsza forma miłości dorosłych do dzieci
Rośnie liczba rodziców, którzy rezygnują z katolickiego wychowywania dzieci. Wielu rodziców wierzy w spontaniczną samorealizację swoich pociech czy w „wychowanie” bez stresów. Niektórzy myślą, że jeśli wychowają swoje dzieci na dobrych ludzi, to będą one naiwne i pozwolą się krzywdzić. Tymczasem to nie wychowanie, lecz rezygnacja z wychowywania prowadzi do kryzysu dzieci i nastolatków, do ich cierpienia. Najbardziej zestresowane okazują się te dzieci, które zostały „wychowywane” bezstresowo. To właśnie dlatego Jezus, który nas najbardziej kocha, wzywa nas do nawrócenia i stawia nam najwyższe wymagania. Chce, byśmy stawali się podobni do Niego i naśladowali Jego ofiarną, a jednocześnie mądrą miłość.
Współczesne mity o wychowaniu
Znaczna część rodziców bezkrytycznie wierzy w modne obecnie mity na temat natury człowieka i zasad wychowania. Przeceniają oni możliwości wychowanka, a pomijają jego ograniczenia. Wychowawca, który nie kieruje się ideologiami, lecz realizmem, wie, że powinien bronić ich nie tylko przed zagrożeniami zewnętrznymi, lecz także przed ich własną słabością, naiwnością czy bezradnością. Wyjątkowo groźny jest mit o spontanicznej samorealizacji, czyli wiara w to, że rozwój wychowanka dokonuje się samoczynnie, bez pomocy wychowawczej, bez dyscypliny i solidnej pracy nad własnym charakterem. Druga modna fikcja to mit o wychowaniu bez stresów. To oczywiste, że wychowawca nie powinien stresować wychowanków, lecz być dla nich życzliwym przyjacielem. Prawdą jest jednak i to, że wychowawca nie powinien eliminować tych stresów, które wychowankowie sami na siebie ściągają, gdy naruszają normy moralne lub prawne, gdy łamią regulamin szkoły, gdy wyrządzają krzywdę sobie czy komuś innemu. W takiej sytuacji potrzebują oni informacji zwrotnej w postaci przykrych konsekwencji błędnego postępowania. Syn marnotrawny zastano-wił się i zmienił właśnie dlatego, że ojciec nie próbował chronić go przed stresującymi skutkami popełnianych przez syna błędów.
Kolejna fikcja to wiara w to, że szkoła powinna być neutralna światopoglądowo. Absurdalność tego mitu jest oczywista, gdyż neutralność światopoglądowa musiałaby oznaczać, że wychowawca traktuje jako równie dobry każdy rodzaj przekonań oraz każdy sposób postępowania wychowanka. W konsekwencji uczciwość, pracowitość i odpowiedzialność musiałyby być traktowane tak samo, jak agresja, przemoc, kradzież czy kłamstwo. Za postulatem wychowania „neutralnego” światopoglądowo kryje się przewrotność tych, którzy chcą wyeliminować wszystkie inne światopoglądy poza… własnym. Wychowanie staje się fikcją, jeśli na czele wartości nie postawimy człowieka oraz tych wartości, które chronią go najbardziej, czyli prawdy, miłości i odpowiedzialności.
Strzec się skrajności w wychowaniu
Biblia upewnia nas o tym, że po grzechu pierworodnym człowiekowi łatwiej jest czynić zło, którego nie chce, niż dobro, którego szczerze pragnie. Młodzi ludzie potrafią drastycznie krzywdzić samych siebie, do popadania w śmiertelne uzależnienia czy stany samobójcze. Nie wystarczy jednak upewnić rodziców o tym, że ich dzieci potrzebują wychowania. Trzeba jeszcze pomóc im w precyzyjnym rozumieniu istoty katolickiego wychowania. Zaprzeczeniem takiego wychowania są postawy skrajne. Pierwsza skrajność to mylenie wychowania z rozpieszczaniem, czyli okazywanie miłości bez stawiania wymagań. Skrajność druga to mylenie wychowania z drylem wojskowym i okrucieństwem, czyli stawianie wymagań bez wspierania miłością. Dzieci niekochane nie mają siły żyć, a co dopiero rozwijać się. Katolickie wychowanie polega na tym, że rodzice okazują dzieciom miłość i wsparcie, a jednocześnie wymagają od nich uczenia się mądrości, pracowitości i miłości. Inaczej dzieci będą bezmyślne, leniwe i egoistyczne.
Im mniej ktoś z rodziców kocha własne dzieci, tym łatwiej rezygnuje z trudu wychowania. Najłatwiej jest wychowywać te dzieci, które są najbardziej kochane. Mądrze wychowujący rodzice nie stosują kar, lecz pozwalają swoim synom i córkom ponosić konsekwencje własnych zachowań. W obliczu zachowań dojrzałych rodzice okazują radość i dumę z postawy dziecka, natomiast w obliczu jego błędów, pozwalają mu doświadczać niemiłych konsekwencji, by mogło ono skorygować swoje postępowanie.
Odwaga proponowania wysokich ideałów
Rodzice i inni wychowawcy powinni uczyć się od Jezusa pedagogicznej mentalności zwycięzcy. Oznacza to odwagę proponowania dzieciom i młodzieży wyłącznie optymalnej drogi życia, opartej na prawdzie, miłości i odpowiedzialności. Kto z dorosłych mało wymaga od dzieci, ten zwykle nie osiągnie niczego dobrego. Kto natomiast stawia dzieciom wysokie ideały i fascynuje je perspektywą świętości, ten ma szansę osiągnąć wiele. Niektórzy rodzice pytają, czy mają prawo proponować swoim dzieciom te ideały, normy moralne czy wymagania, których sami nie respektowali we własnej młodości, albo nie respektują tu i teraz. Otóż mają takie prawo pod warunkiem, że kochają swoje dziecko i że wiedzą, jaka jest optymalna droga życia. Tylko Jezus spełnia wszystkie trzy warunki bycia dobrym wychowawcą. Po pierwsze, kocha nas. Po drugie, wie, co służy naszemu szczęściu. Po trzecie, sam postępuje zawsze według kryteriów świętości. Tylko On może powiedzieć: naśladujcie mnie! Dojrzali rodzice wskazują swoim synom i córkom Jezusa jako ideał i wyjaśniają im, że nie mają nic przeciwko temu, aby ich dzieci były dojrzalsze i szczęśliwsze niż oni sami. Oczywiście największe szanse na solidne wychowywanie dzieci mają ci dorośli, którzy odnoszą sukcesy w wychowywaniu samych siebie.
Być przyjaciółmi dzieci
Wychowankowie potrzebują naszej obecności, ofiarności i czułości. Potrzebują takich słów i czynów miłości, które są dostosowane do niepowtarzalnej sytuacji i zachowania każdego z nich. Potrzebują wychowawców, którzy wprowadzają ich w świat faktów i mądrej miłości, a chronią przed życiem w świecie miłych fikcji, w których jedyne, co jest prawdziwe, to rozczarowanie i cierpienie. W książce “Ziemia, planeta ludzi”, A. de Saint-Exupéry wspomina spotkanie w nocnym pociągu z grupą polskich górników, którzy w 1937 r. utracili pracę w kopalniach i z cały-mi rodzinami zostali wydaleni z Francji. Byli straszliwie zmęczeni i smutni. Obserwując mężczyznę i kobietę, którzy przytuleni do siebie, spali na podłodze wagonu trzeciej klasy, Exupéry dostrzegł ich śpiące dziecko.
Pisarz napisał: „Cóż to była za twarzyczka! Z tej pary narodził się ten jakby złocisty owoc. Z tych ciężkich łachmanów zrodziło się arcydzieło piękna i wdzięku. Pochyliłem się nad gładkim czołem, delikatnym zarysem ust i powiedziałem do siebie: oto muzyk, dziecięcy Mozart, piękna zapowiedź życia. Mali książęta z bajki nie mogli być inni: otoczony opieką i staraniem, kształcony, wychowany, kim mógłby zostać! Kiedy drogą skrzyżowań uzyskuje się nowy gatunek róży, wszyscy ogrodnicy są poruszeni. Izoluje się tę różę, pielęgnuje, otacza dbałością. Ale nie ma ogrodnika dla ludzi. Mały Mozart trafi pod walce maszyny. Największe swoje wzruszenie będzie czerpał z banalnej muzyczki w zaduchu tancbudy. W każdym z tych ludzi, w jakimś stopniu, został Mozart zamordowany. Tylko Duch, jeśli tchnie na glinę, może stworzyć Człowieka.”
Nadal aktualna jest ta refleksja Exupéry’ego sprzed kilkudziesięciu lat. Wielu dzieciom z winy nas, dorosłych, grozi nie tyle ubóstwo materialne, lecz to najbardziej groźne i bolesne, czyli ubóstwo duchowe, ubogie wychowanie. Wielu dzieciom grozi to, że z winy nas, dorosłych, zadowolą się zaduchem trzeciorzędnej dyskoteki, albo czwartorzędnym mitem o istnieniu łatwo osiągalnego szczęścia: bez dyscypliny i zasad moralnych, bez miłości i odpowiedzialności, bez pracy nad sobą, bez małżeństwa i rodziny.